poniedziałek, 25 lutego 2013

Od Vixi - ,,Jak dołączyłam do watahy''

Niegdyś należałam do silnej, ale mieszkającej raczej nie wychylając się watasze. Nigdy nie prowadziliśmy wojen, ani sojuszy. Po prostu żyliśmy odcięci od innych watah. Na nasze nieszczęście pierwszą, którą poznaliśmy była taka, z którą jak się okazało, dzieliliśmy częściowo terytorium. Nasze wilki rzadko zapuszczały się w tą część lasu, więc dowiedzieliśmy się o tym, dopiero, gdy tamtejsze wilki postanowiły powiększyć swój teren. Zaczęli prowadzić z nami bitwy, zwykle jednak wygrywaliśmy. Niestety wtedy naszą watahę opanowała zaraza. Wilki jednego dnia czuły się dobrze, drugiego całkowicie traciły apetyt, a w razie spożycia pokarmu miały mdłości, dostawały kosmicznie wysokiej gorączki i słabły z minuty na minutę, po czym umierały. To było straszne. Zaczęło się od naszej wilczycy-szpiega. Potem w ciągu następnego dnia zaraza opanowała watahę. Moja matka – medyczka - próbowała to opanować, ale nawet najsilniejszy lek - wywar z grzyba tak rzadkiego, że nie rósł nigdzie, poza drzewem w centrum naszej watahy nie skutkował. Mikstura ta leczyła wilki od kataru, poprzez poważne rany szarpane, aż po choroby umysłu i stres. Do tej pory nikt nawet nie pomyślał, by to mogło nie zadziałać – jednak na to nic nie dawało. Zdrowe wilki padały z dnia na dzień. Po tygodniu moja zmęczona wszystkim matka, również zachorowała. Po pewnym czasie z naszej dużej watahy pozostała tylko maleńka grupka. Wtedy wroga wataha dowiedziała się o tym. Wszyscy ze stanowisk obronnych i wojennych zaatakowali. Nie mieliśmy najmniejszych szans. Broniliśmy pomimo wszystko watahy, lecz mimo strategii mojich i innych – to był koniec. W pewnej chwili zorientowałam się, że już tylko ja atakuję, tylko ja żyję. Wtedy postanowiłam – nie pozwolę, by ślad po naszej watasze zaginął, by wszyscy, którzy ją znali, zginęli. Za cel wzięłam sobie przeżyć, może założyć watahę od nowa. Wymknęłam się i uciekłam daleko z tamtąt. Po 4 dniach wędrówki, ciągle w przeciwną stronę do terenu watahy, zatrzymałam się. Następne ponad pół roku błąkałam się po obcych terenach, aż przez przypadek, na polowaniu, znalazłam watahę. Przestraszyłam się – wkroczyłam na ich teren, mogą mnie atakować. Wtedy jakaś wilczyca zaczęła do mnie biec. Uciekałam tak szybko, jak tylko mogłam. Gdy nogi już nie wytrzymywały, przez długie polowanie i uciekanie, zaczęłam lecieć. Moja magia latania, nie jest jednak dobrze wyćwiczona, a brak koncentracji jeszcze bardziej ją osłabia. Nagle padłam na ziemię. Przerażona i wykończona po paru sekundach, gdy wilk do mnie dobiegł wstałam i odwróciłam się do niego. Była to biała wilczyca.
-Czemu uciekasz? - powiedziała zmęczona.
-Nie chciałaś wypędzić mnie ze swojego terenu? – odparłam zadziwiona
-Nie! Do jakiej należysz watahy? – zapytała.
-Ona już nie istnieje. – odpowiedziałam.
-Może dołączysz do mojej? Jestem Lili, samica alfa.
-O rety, przepraszam, nie wiedziałam, że rozmawiam z alfą. – powiedziałam zawstydzona.
-Nic się nie stało, to jak? I jeszcze powiedz jak się nazywasz? – kontynuowała rozmowę.
-Jestem Vixi i bardzo chętnie do was dołączę. – odpowiedziałam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz