Porozmawiałam jeszcze chwilę z Junerą, a potem razem wróciłyśmy do
szczeniaków. Ja przedstawiłam jej swoje dzieci, a ona mi swoje. Muszę
przyznać, że miło mi się z nią rozmawiało. Miałam do niej zaufanie mimo,
że znałyśmy się tak krótko. No, ale w końcu nas obie spotkał ten sam
los bo musiałyśmy się tu kryć z maluchami. Cóż miał rację ten kto mówił,
że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Nasze dzieciaki też się najwyraźniej polubiły bo nie minęła chwila, a już biegały po całej jaskini, śmiejąc się do rozpuku.
Ja razem z Junerą na początku też dołączyłyśmy do zabawy. Potem jednak
zmęczenie wilczycy dało o sobie znać. Junera zaczęła ziewać i widać
było, że ledwo trzyma się na nogach.
- Odpocznij, a ja się zajmę dzieciakami dobrze? – zaproponowałam
- Nie, nic mi nie jest – zaprotestowała – Jestem tylko trochę zmęczona –
ale w tym momencie potknęła się i upadłaby gdybym jej nie podtrzymała
- Ty jesteś trochę-bardzo zmęczona – uśmiechnęłam się – A ja nie pozwolę
żebyś sama sobie zrobiła krzywdę skoro udało ci się uciec przed złymi
wilkami – powiedziałam stanowczo i zaprowadziłam Junerę do cichego konta
jaskini. Tam wilczyca już bez protestów ułożyła się wygodnie i
natychmiast zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz