Wstałam, jak zwykle wcześnie, o samym wschodzie słońca. Powietrze było
świeże i wilgotne. ,,Pewnie będzie dziś padać..." pomyślałam.
Przeciągnęłam się i chciałam wyjść z jaskini, by na coś zapolować, lecz
usłyszałam zaspany głos Stefano.
-Gdzie idziesz? - zapytał.
-Jak zwykle, na polowanie. - odpowiedziałam i się lekko uśmiechnęłam.
-Dlaczego znowu sama? - zapytał znowu wstając i podchodząc, uśmiechając się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i wyszliśmy z jaskini.
-Wcześnie dziś wstałeś. - przyznałam.
-Ah, bez przesady. - odparł.
-Na co masz ochotę? Może tak dla odmiany jakiś łoś?
Wtedy usłyszeliśmy coś w lesie. Pobiegliśmy tam cicho i zauważyliśmy niedźwiedzia.
-Też się nada... - szepnęłam z uśmiechem.
Razem zaatakowaliśmy silną bestię wbijając w jej ciało pazury i zęby.
Niedźwiedź zaryczał zrzucając nas z siebie. Zaatakowaliśmy ponownie.
< Stefano, dokończ proszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz