Nie wiedziałem co to jest, ale czułam że muszę bronić Clarie i szczeniaki to "Coś" wyglądało tak:
Wskoczyłem na grzbiet tego ''czegoś''. A ''To'' przycisnęło mnie do skał. Czułem że się duszę, ale zrobiłem to co ćwiczyłem z Altonem. Położyłem łapy na skałę i plecami zacząłem napierać na ''Cośa", szybko się przekręciłem i wywołałem powietrzne tornado (dobrze mi to szło). ''Ono" Zaczęło wirować a ja rzuciłem ''Nim" do klifu. Po szybkiej diagnozie stwierdziłem że Podobne Coś do smoka nie żyje. Poleciałem do Clarie i dzieci. Rany na Jej ciele nie wyglądały najlepiej. Clarie przestała wywoływać tarczę i upadła. -Clarie? -Cio z Calie?-zapytało jedno ze szczeniąt -Będzie dobrze ale musimy zabrać Ją do Eve. Wziąłem partnerkę na grzbiet. -Kochani wskakujcie! Było mi troszkę ciężko ale dałem radę. Wylądowałem przed jaskinią Nero. -Nero? -Lautos co ty tu robisz gdzie Cla...-zaczął ale zobaczył że jest na moim grzbiecie, szczeniaki zeskoczyły i rzuciły się na tatę. -Ja zabiorę Clarie do Eve. -Tak...Jeśli Clarie będzie się dobrze czuła to...-przerwałem mu: -Jeśli będzie to możliwe weźmiemy je na wycieczkę.-krzyknąłem przez plecy i poleciałem do Eve. <Eve?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz